Może by coś napisać o kotkach, które właśnie po mnie biegają i pisać nie dają, co?
Urocza trójeczka maluszków naszego PaiLutka to już wielkie kociambry. Jak na początku grzecznie sobie leżały z mamusią i głównie emanowały słodkością, tak teraz, kiedy już wszędzie doskoczą, nadrabiają w dzikich harcach. Muszę przyznać że kolektywna pomysłowość O-Kotków przewyższa sporo z tego, co się zwykle wydarza, kiedy w domu są kocięta. Wszystko robią bardziej, intensywniej, dalej – czy to huśtanie się na firance, tratowanie dużych kotów w biegu, czy rzucanie miskami. Do tego wszystkie są lizusami – zostałam już przez nie wielokrotnie kolektywnie starannie umyta – ręce, twarz, stopy. Dawno nie byłam tak czysta.
Najfajniejsze w tym miocie jest to, że kiedy do nich podchodziłam, wszystkie zrywały się i biegły do mnie jak na komendę, miaucząc. To było tak słodkie i rozczulające, że oczywiście podchodziłam po kilka razy dziennie!
O-Kotki, niespodzianka, noszą imiona na O.
*
Największy w miocie jest kocurek. On też dostarczył najwięcej zadziwień.
Największy kociak w miocie zwykle zaczyna chodzić jako ostatni, jako ostatni uczy się pokonywać przeszkody i wreszcie wspinać na ogrodzenie kojca. Przyczyna jest prozaiczna – łapeczki są jeszcze słabe i najcięższą dupkę najtrudniej podźwignąć. Ale nie tym razem! Ten kocurek wszystko robi jako pierwszy – chodzenie, ucieczka z kojca, wejście na drapak, wskoczenie na szafę, wdrapanie się na górę obudowy prysznica. Ok, z prysznica prawie zleciał, pani musiała go łapać i zdjąć, ale nie bądźmy drobiazgowi!
A przy tym jest najsłodszym, najkochańszym stworzeniem. Milusi i przytulaśny, w nocy przychodzi się przytulać. Mruczy rozgłośnie, wystarczy, że podejdę.
Ponieważ tak pięknie łączy w sobie tak dwie różne strony osobowości, dostał imię po wielkim wojowniku i poecie z irlandzkiej mitologii.
Oto Oisin Kot Doskonały*PL
*
Jego brat prezentuje z kolei głównie tę bardziej romantyczną stronę swojej natury. Największy lizus z nich wszystkich – ile razy wezmę go na ręce, zostaję wylizana od góry do dołu. Lubi się przytulać, dużo gada, jest dosyć spokojny jak na rusałka. Oczywiście z wyjątkiem “kociej godziny” – wtedy jest 100% ruska w rusku, czyli bieg po domu nie dotykając podłogi. Łatwo daje się sprowokować bratu do najdzikszych wybryków. Szczególnie lubi wieszanie się na firance. I lubi tez VaiPerka, co chwila napastuje go żeby się z nim pomiziać. Gaduła.
Kiedyś pomyślałam sobie, że taki kot to skarb – i takie dostał imię: od miasta, które wskazuje Biblia jako miejsce pochodzenia złota króla Salomona.
Oto Ofir Kot Doskonały*PL.
*
Dziewczynka jest osóbką bardzo niezależną. Dużo chodzi swoimi drogami, trochę z dala od braci. Pierwsza zaczęła sypiać osobno na drapaku, w ogóle lubi wysokość. Jak się obudzę, chłopaki od razu przybiegają do łóżka, ale dziewczyna zwykle wtedy ma swoje dziewczyńskie sprawy nie cierpiące zwłoki: zamordować jakąś myszkę, ściągnąć z półki lampkę czy po prostu skakać z drapaka na łóżko, potem na parapet, potem na łózko znowu, żeby się rzucić na któregoś z braci i zaprosić go do dzikiej gonitwy. Często przychodzi do mnie na fotel, ale nie na kolana, tylko kładzie się z tyłu i grzeje mi nerki. Ja ją wtedy głaszczę, a ona mruczy. Mamy też swój rytuał drapakowy, kiedy malutka siedzi na drugiej półce i woła mnie na mizianki. Ona się wtedy kręci, gada i nastawia kolejne fragmenty kota do miziania, a ja miziam.
To jest całkiem dosłownie 100% kota w kocie. Dlatego jej imię jest słowem, które oznacza istotę rzeczy.
Oto Ousia Kot Doskonały*PL.