Szybko uzupełniam najważniejsze informacje: PaiLu ma 3 synków. Oszukiwał mnie jeden dosyć długo co do płci, aż musiałam zasięgnąć fachowej pomocy, która – z wahaniem, ale jednak – potwierdziła, że chłopak. No bo w końcu niemożliwe, żeby kociak co trzy dni zmieniał płeć, nieprawdaż?
PaiLu zachowuje się niepokojąco nadopiekuńczo w przypadku tego miotu. Najpierw nie chciała wyprowadzić się z łazienki. Zwykle instynkt każe kotce opuszczać gniazdo, żeby zapach nie przywabiał drapieżników. Tym razem swoją normalną miejscówką w szafie w sypialni wzgardziła i wyniosła maluchy w zębach do łazienki. Co było robić, postawiłam pudło z powrotem. A góra prania rosła…
W końcu nie wytrzymałam, bo zawartość szafy praktycznie przeniosła mi się już do kosza na pranie. Rozstawiłam łóżeczko dziecięce, zakupione kiedyś z myślą o trzymaniu malutkich kociąt, zanim zrobią się samobieżne i samowystarczalne. Łóżko sprawdza się doskonale, jednak jest za duże na moje małe mieszkanko i zawadza mi straszliwie. PaiLu zgodziła się w nim zamieszkać dopiero wtedy, kiedy przeniosłam ja z całym pudłem i osłoniłam ją i dzieci praktycznie z każdej strony, tak żeby jej nikt nie przeszkadzał. Ma tam swoją jaskinię, w której kocięta by najchętniej przywiązała do ściany, żeby nie łaziły.
Niestety kocięta złośliwie rosną i polepszają swoje umiejętności motoryczne w tempie wykładniczym. Nie minęło dużo czasu, a zaczęły forsować przeszkody w pędzie wyrwania się na świat. Trochę zataczając się i przewracając o własne łapy, trochę myląc kierunki do przodu i do tyłu, ale z entuzjazmem, który doprowadza PaiLu na skraj rozpaczy. One piszczą, ona miauczy, a ja zaraz oszaleję. Bedę stać nad nimi w białym gieźle jak szalona żona pana Rochestera i wyć razem z nimi.
Jeśli jeszcze nie lubisz naszego fanpage’a na FaceBooku, serdecznie zapraszam na codzienną dawkę budyniu: