Co tu się w tym domu dzieje przy piątku, to ja sama nie wiem.
Czarna Tylda owinęła się wokół podstawy fotela komputerowego i jeśli ruszę się na krześle, to ją rozjadę. Więc się nie ruszam. Chociaż muszę wstać. Ale nie mogę.
Jedno z jej dzieci leży na dywanie w postaci czarnej plamy i tylko błyska z ciemności oczami. Wygląda to dosyć niesamowicie. Nie mogę wstać zapalić światła, więc co jakiś czas doznaję mikrozawału, kiedy spojrzę w tamtą stronę. Było nie oglądać „Nawiedzonego domu na wzgórzu”, to i wyobraźnia by nie szalała.
Z szafki nad komputerem dobiega rozgłośne chrapanie. Ciemno jest i nie widzę kto to tak daje czadu. A ruszyć się nie mogę.
W sypialni rozgrywa się cichy dramat. TaiChi leży na górnej półce drapaka, a to ulubiona półka ChiNy. ChiNa leży więc na parapecie i całą sobą emanuje focha. TaiChi się w ogóle nie przejmuje.
A ja muszę jeszcze trochę popracować, ale to chrapanie znad głowy skutecznie mnie demotywuje. Zieeeew.