Dwie małe istotki zagościły w naszym domu. Chłopczyk i dziewczynka.
Czarna Tylda została mamą prześlicznej dwójki. Ponieważ z Czarną Istotą nic nie może być normalnie, to i tym razem postanowiła dostarczyć nam rozrywek i uporczywie wstrzymywała się z urodzeniem. Musiałam wziąć dodatkowe dni wolne i odwołać wszystkie spotkania. Czasem tak się zdarza, kiedy miot jest mało liczny, a tym razem usg obiecało parkę.
No i nie kłamało, nie powiedziało tylko, że będą takie wielkie. 144g i 155g. Jakiś kosmos.
Szybko zaczęły przybierać dalej na wadze i po kilku dniach ważyły po pół kilograma. W porównaniu do rusałek jest to nieco szokujące i nie mogę się cały czas przyzwyczaić, że one takie wielkie. Za to nie chcą tyle pełzać, co małe rusałki – no, ale jak się tyle waży, to przemieszczanie się jest dużym wyzwaniem. A łapki przecież jeszcze słabe.
Jedno natomiast jest stałe – na pierwszy rzut oka trudno je odróżnić. Nie wiem o co chodzi, ale nawet jak mi się rodzą maine coony, to wyglądają podobnie. W miocie nr 2 były dwa całe bielutkie, teraz dwa czarne klasyki.
Atak klonów. Dobrze, że takich ślicznych, więc z przyjemnością dam się atakować tej słodkości.
Podobne opowieści:
- Biegi przełajowe
- Wielkie ważenie małych kotów
- Gdzie ten mały kotek?
- Jak rozpoznać płeć kociaka
- Relacja w skrócie
Related Images:

