Muszę się pochwalić – byłam z wizytą u kotów abisyńskich!
Czy wspominałam już, że nie mam miejsca na jeszcze jednego kota? Nie mam miejsca na białego devona, nie mam miejsca na sfinksa i kompletnie nie mam miejsca na abisyńczyka. Ani centymetra. Ani ciut-ciut. (Pomóżcie, bo mi silna wola słabnie!)
Gdyż abisyńczyki o dzikim umaszczeniu, a szczególnie kiedy są młode – są ab-so-lut-nie prześliczne.
Jak powiedziała Aneta, ich właścicielka, abisyńczyki są przekonane, że przychodzisz specjalnie do nich. Są towarzyskie aż do bólu. Człowieki są po to, by zachwycać się abisyńczykami, miziać, rozpieszczać, rozmawiać, zabawiać, rzucać zabawki i dostarczać wszelkich rozrywek.
A one kochają zabawę, są wesołe, rozkoszne, pełne wdzięku, zwinne, śliczne i do tego hiper-aktywne. ADHD wcielone.
Wygladają jak dzikie koty, jakby dopiero co wyszły z zarośli sawanny. Są smukłe i eleganckie. Na grzbiecie mają mix czarnego z rudo-brązowym i jestem przekonana, że w słońcu i w zaroślach byłyby całkiem niewidoczne.
Miałam też okazję obfotografować z każdej strony śliczną dziewczynkę w kolorze sorrel, czyli brzoskwiniowo-rudym. Shambala jest bardzo nieśmiała, więc początkowo próbowała chować się po kątach. Potem usadowiła się na górnej półce drapaka i udawała, że jej tam nie ma. Dopiero po jakimś czasie nabrała odwagi i chętnie pozowała do zdjęć.
Doskonale wiem, że gdybym przyniosła do domu takiego ślicznego abisyńczyka, w domu najpierw byłby zbiorowy foch, a potem zaczęłyby się sceny dantejskie, bo moje koty też nie z tych spokojnych. Ale one takie śliczne są…
A te śliczne koty zawitały tutaj dzięki uprzejmości Anety z hodowli Ullo Kokkino*Pl.
Więcej zdjęć w galerii – zapraszam do oglądania!
*
Abby są cudne i kochane. I ładnie Ci się skomponują kolorystycznie :)