Chi Lee jako pierwsza wylazła z kojca i ruszyła zwiedzać świat.
W drzwiach szafy, gdzie mieszkają kocięta, włożyłam kawałek tektury i Chi Lee pierwsza wykombinowała, że trzeba trochę podwindować ten gruby tyłek, to wtedy się spada po drugiej stronie i jest fajnie. Rusałki są jeszcze za małe, żeby sięgnąć, a Chi Na nie jest zainteresowana.
Za każdym razem, kiedy wyciągałam maluchy, żeby się oswajały ze światem, PaiLu strasznie się denerwowała i próbowała je zagarniać na kupę. Kiedy Chi Lee zaczęła chodzić samopas, PaiLu dostała szału. Biegała w kółko miaucząc głośno i rozpaczliwie, a w nocy drapała mnie po twarzy z pretensją, że śpię zamiast coś z tym zrobić. Doskonale wiem w jakich godzinach mała funkcjonuje w nocy, ponieważ mam wówczas pobudkę co 10 minut. Od drugiej do wpół do piątej.
Co mnie zdumiało to nawet nie fakt, że Chi Lee tak szybko nauczyła się wychodzić, tylko to, że potrafi też wracać. Jak jej się znudzi, to nie zasypia gdzie popadnie, tylko karnie idzie do szafy i wspina się po kartonie do środka.
Pierwszego dnia na wolności zapoznała się z miskami. Najpierw wpadła dziobem do wody, co jej się nie spodobało, ale szybko wykombinowała co to jest i jak się pije. Potem poszła obgryzać drugą miskę, a jak jej się znudziło, wylizała wszystkie chrupki. Drugiego dnia użyła drapaka. Skąd w tym kocie taka inteligencja?
Chciałam zastawić czymś drzwi, żeby nie wychodziła do pokoju, ale mała po jednorazowej wycieczce sama z siebie trzymała się sypialni. Tymczasem PaiLu nie zniosła napięcia i zaczęła przenosić kociaki… do pokoju właśnie. Do transporterka.
Już nie mówię, że w tym celu pozbawiła miejscówki jedynego kota, który nie ma traumy, w związku z czym sypia w tym transporterku – czyli Antenki – ale przede wszystkim znacznie ułatwiła kociakom wychodzenie, bo żadnej przegrody już się tam nie dało zainstalować. Nie mówiąc o tym, że nie mieściła się tam z kociakami. Same kociaki by weszły, ale na nią, a tym bardziej na TaiChi, miejsca nie było. Dostawiłam więc pudło kartonowe i zwierzaki jakoś się same tam tasują.
A małe potworki wykorzystują każdą okazję, żeby wyleźć i połazić po pokoju. Teraz ja mam traumę, jak chcę wstać sprzed komputera. Trzy razy zaglądam pod krzesło, czy coś tam nie łazi.
Masz jakieś zdjęcia jak PaiLu niesie jakiegoś już lekko wyrośniętego MCO?
Nie mam niestety. Zapewne byłby to ucieszny widok :), ale zwykle raczej rzucałam się na pomoc kociakowi, niż po aparat, albowiem PaiLu nosi kociaki na szafę na przykład. A mnie to krew mrozi w żyłach, jak próbuje wskoczyć, ale nie daje rady z takim obciążeniem.