Dziewczyny najprawdopodobniej postanowiły dostarczyć mi odrobiny ekscytacji w mym szarym i uporządkowanym życiu (hue, hue, hue) i obie urodziły 2 dni po książkowym terminie. A ponieważ trwałam w pogotowiu bojowym już dzień przed pierwszym terminem, to w rezultacie od piątku do środy nie spałam.
Nie, nie zupełnie, to oczywiście byłoby niemożliwe, bo na tym etapie już pewnie miałabym halucynacje. Przez weekend i poniedziałek pomagał mi Zill, który obejmował pierwszą wachtę, a jak już padał na nos – budził mnie i resztę nocy czuwałam ja. Jak człowiek pracuje na etacie, to sen mu się dosyć przydaje, więc na wtorkową noc został zwolniony z obowiązku i zostałam sama. Skończyło się tym, że spałam na podłodze w pokoju (w sypialni została zamknięta Antenka z dziećmi), nastawiając sobie budzik co godzinę, żeby kontrolować sytuację.
Ponieważ posuwałam się do dosyć ekstremalnych posunięć, jak widać, PaiLutek postanowiła mnie ucieszyć i urodziła… wczesnym popołudniem w środę. Dopiero. Ani chwili wcześniej, dopiero gdy zadzwoniłam do naszej Pani Wet umówić się na usg, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Aaaahhrrrr.
Jak zwykle znalazłam ją przypadkiem w przytulnym miejscu, prącą cichutko. Szybciutko przetransportowałyśmy się do łazienki i już wkrótce na świat przyszedł śliczny synek PaiLutka. I na tym się skończyła akcja. Ponieważ maluszek miał całą mamę dla siebie, to sobie wyrósł do 113 gramów. Duży i tłuściutki. :)
(jeśli nie widzisz zdjęcia, kliknij ponad tym napisem)
Marudu, marudu: Rozumiem, że tym razem Matka Natura poszła w jakość, nie w ilość. Jeśli mogłabym mieć prośbę, to jednak poprzestałabym na takich 90-gramowych. Moje dziewczyny są drobnej budowy i jak widzę jak się męczą wydając na świat takie wielkokoty, to chyba jednak czułabym się całkowicie usatysfakcjonowana nieco mniejszymi.
:D
gratulki dla PaiLutka, malenstwa i Ciebie. Wsród licznych dziewczyn Antenki wreszcie masz chlopaka. No i mozesz sie wyspac we wlasnym lozku ;)
Gratuluję <3
Wzrusz straszny <3