Pojechał Nasreddin do nowego domu, do nowego kota i do nowych ludzi. Ku mojemu zdziwieniu zestresował się mocno tą przeprowadzką. Wiedziałam, że jest uczuciowy, ale nie myślałam, że aż tak się do mnie przywiązał. Albo do ChiNy. (Do mnie, do mnie, no przecież, że do mnie!) Chował się, warczał na kotkę-rezydentkę i miał focha na świat. Na szczęście trzeciego dnia mu zaczęło przechodzić i teraz są wszyscy w najlepszej komitywie.
Bardzo lubię oddawać koty do domów, gdzie już jest (albo zaraz się pojawi) drugi kot. Asymilacja w nowym otoczeniu jest trudniejsza, bo koty muszą się poznać, zaakceptować i ustalić hierarchię, ale za to wiem, że moje maleństwo będzie o wiele szczęśliwsze, gdy będzie miało kocie towarzystwo. Kocie rytuały społeczne są dość skomplikowane i człowiek niestety jest bardzo słabą namiastką towarzysza. Nawet można powiedzieć, że w ogóle się nie nadaje. Zwłaszcza, jeśli słabo zna koci behawior i po prostu nie rozumie.
Paradoksalnie zresztą dwa koty są dla właściciela o wiele mniejszym obciążeniem. Jasne, trzeba kupić więcej żarcia i żwirku. Ale za to można im poświęcić o wiele mniej uwagi, robią też mniejszy sajgon w domu kiedy się nudzą – bo nudzą się o wiele mniej. Przecież mają siebie i swoje kocie sprawy i sekrety.
Podobne opowieści:
- Pożegnania są do luftu
- Ogłoszenie parafialne 2
- Rekonwalescentki
- BanSai szykuje się do wyjazdu
- Panny Laleczki