Pożegnania są do luftu. Im więcej wspólnych chwil, zabaw i codziennych rytuałów, tym trudniej pozwolić odejść. I nieważne, czy to drugie jest jednostką ludzką czy kocią.
FaaTum była tą iskierką, która rozpalała i napędzała szaleństwo w stadzie. Tłukła się z FaJin i ChiNą – na zmianę i jednocześnie. Prowokowała dzikie stadne gonitwy po domu, z wywracaniem drapaka włącznie. Na dorosłych kotach wymuszała takie ilości pieszczot, że nawet VaiPerek nie wytrzymywał i uciekał przed nią.
Wieczory spędzała razem ze mną. Zwykle czytam jeszcze przed snem w łóżku. Podciągam wtedy kolana, tworząc z kołdry taki namiot. FaaTum natychmiast tam wpełzała i układała się wygodnie. Czasem drzemała, czasem wykonywała toaletę, czasem figlarnie podgryzała mnie w łydki.
W końcu zaczęła dorastać i zmieniać zapach – i okazało się, że AnaTema nie akceptuje jej na swoim terenie.
FaaTum mieszka teraz bardzo daleko, bo aż we Wrocławiu, gdzie da początek nowej hodowli niebieskich rusałek. Ma miłych właścicieli i piękny drapak – i mam nadzieję, że będzie tam szczęśliwa. Żal mi trochę, bo na razie jest kotem pojedynczym, ale wierzę, że szybko dostanie towarzystwo.
Smutno w domu bez niej. Koty szukały jej kilka dni, a gonitwy ustały na cały tydzień. Tak, jakby zabawa bez niej przestała być zabawna.