Mam niespodziankę. W zasadzie to dwie niespodzianki.
Jedna jest czarnym (chyba)kocurkiem, druga – śliczną szylkretunią z rudą kreską na nosie. Oboje urodzili się 8 lipca 2017, więc mają dopiero dobę. Wrzeszczą natomiast, jakby miały co najmniej tydzień :)
Mamusią jest oczywiście Czarna Tylda. Kochana smoczyca wisi nad dzieciakami non-stop, ciężko je wyjąć i obejrzeć, bo wyrywa z rąk i niesie do pudełka.
Pierwsza doba była wyczerpująca, bo maluszki miały problemy z dossaniem się. Sutki mamy są duże i maleństwom trudno objąć je pyszczkiem. Długie futro mamy też nie ułatwia zadania. Pierwsze godziny spędziłam więc podstawiając maluchy. Mniej więcej co minutę, bo odpadały, jeśli nie dossały się od razu porządnie.
W dodatku oba chciały cały czas do tego samego sutka – albo lewy pod pachą, albo prawy środkowy. Rozpętywały więc dramatyczne awantury od pierwszych minut życia. Ciekawe jaki to prognostyk na przyszłość :D
Dziś już same dają sobie radę. Same znajdują sutek i doczepiają się skutecznie. Widać to po brzuszkach, które są już duże i okrągłe, większe od reszty kotka. Czyli wszystko jest jak powinno być.
Tylko zdjęcie trudno zrobić, bo maluchów nie widać na tle futra mamy.
Boszszszsz, jakie slodzielaki! na razie wygladaja jak male wyderki ale i tak jestem totalnie zbudyniona;) Rzadko sie odzywasz a ja i tak co Jakis czas zagladam – co za niespodzianka! Zdjecie cudniaste – jednak sie udalo. Ciekawa jestem imion i charakterkow malych czarnulinkow;) Wszystkiefgo dobrego!
Monika