Swoim komentarzem Igrażka przypomniała mi, że nie napisałam jeszcze o dalszym użytkowaniu kosza Litter Locker. Dziś więc ciąg dalszy…
Kosz sprawdza się niezmiennie dobrze. Kołnierz okalający worek brudzi się zaś niezmiennie niezmiernie, ale to w końcu nie jest nic strasznego. Oryginalny worek, z którym produkt został mi dostarczony, skończył się po około 3 tygodniach, o ile dobrze pamiętam. Całkiem przyzwoicie, jak na ilości odpadów produkowane przez moje 4 intensywnie pijące wodę koty.
Pomimo, że worki z oryginalnego wkładu są bardzo wygodne w użytkowaniu, postanowiłam przerzucić się na tańsze substytuty w postaci normalnych worków na śmieci. Najpierw byłam tak pracowita, że skraj worka wpychałam do środka tego plastykowego pierścienia, w którym był produkt oryginalny. Czy ta pracowitość mi pozostała? Ależ! Pozostało jedynie to zdjęcie.
Teraz tylko owijam pierścień workiem dookoła i tak zakładam. Szybko i sprawnie. Worki śmieciowe ogólnie sprawują się bardzo dobrze i będę kontynuować niecny proceder nie zasilania producenta kosza kolejnymi kwotami.
Doświadczenie pokazuje, że worki 35-litrowe, na oko pasujące do objętości kosza, są za małe. Wynika to głównie z dwóch rzeczy:
- część worka musi być owinięta wokół pierścienia i przyciśnięta kołnierzem na wierzchu kosza,
- worek musi mieć wystarczającą długość, by nawet zapełniony (a więc rozdęty w dolnej części kosza) umożliwiał zamknięcie się tej przegrody z rączką – musi dawać więc wystarczającą ilość luzu.
Teraz używam worków, które na opakowaniu mają informację, że mają długość 80 cm (takie kupuję po prostu do kosza kuchennego). Co prawda większa część objętości pozostaje nie zapełniona, ale ciężar nawet tej ilości mokrego żwirku i tak sięga granic tego, co jestem skłonna wynosić do śmietnika, dosyć w końcu oddalonego od mojej klatki schodowej.
Podsumowując – zakup ze wszech miar udany. Polecam.
.
Czytaj też: