PaiLu postanowiła zrobić dwie niespodzianki.
A było tak: we wtorek doznałam ataczku paniczki i, mimo że według moich wyliczeń do terminu porodu było jeszcze kilka dni, poczułam nagłą a silną potrzebę, żeby przygotować porodówkę i kojec dla kociąt. W tym roku wymagało to trochę dodatkowego wysiłku, bo musiałam przemeblować sypialnię oraz naprawić drapak. Tani drapak nie przeżył normalnego użytkowania i na jednym ze słupków sizalowy sznurek przerwał się w kilku miejscach i tektura straszyła na zewnątrz.
Rozebrałam drapak, przykleiłam sznurki i dla zwiększenia efektu owinęłam newralgiczne miejsce dodatkowym sznurkiem. Akurat miałam taki w kolorze koralowym. Nawet nieźle wygląda.
Wyjęłam wszystko z dołu szafy, wysłałam kocykami, przestawiłam zagradzajace drzwi rupiecie. Rzeczy z dołu szafy zwaliłam na kupę, gdyż nie mam na nie miejsca. Część rozdystrybuowałam po kątach, żeby nie wyglądało tak nieporządnie.
W łazience przygotowałam pudło, kocyki, ręczniki, podkłady, pieluszki tetrowe, termofor i mnóstwo innych utensyliów. Ok, gotowe. We środę wstawiłam pranie, bo jak się kociaki urodzą, będzie szlaban na pralkę przez kilka dni. Mniej więcej w tym czasie zadzwoniła Ewa z pytaniem jak tam akcja porodowa. Przez chwilę wpierałam w nią, że to jeszcze nie czas, ale ziarno niepewności zostało zasiane. Przyjrzałam się brzuchowi PaiLutka – kurde, to już za chwilę. I wtedy PaiLu zaczęła intensywnie i nerwowo demolować kocią budkę.
W biegu wyłączyłam pralkę, wyciągnęłam nieodwirowane pranie, zaglądam do budki – a ona śpi, wyluzowana. Ożeż ty. Wstawiłam więc szybko drugie pranie. No oczywiście, że się obudziła i zaczęła mnie dalej straszyć. W końcu wyłączyłam pranie wcześniej, odwirowałam do połowy i opróżniłam pralkę, kiedy PaiLu dała sygnał.
I dobrze, nie zdążyłam się zdenerwować. Miałam już zaplanowane kolejne dni tak, żeby być gotową na wszystko, ale co zrobić – Matka Natura nie jest zainteresowana działaniem według planu.
I to była pierwsza niespodzianka.
Poród trwał bardzo długo i wymęczyłyśmy się obydwie, zanim kocięta przyszły na świat. I tym razem – druga niespodzianka! – PaiLu nie oszukała. Na USG pokazała trójkę i urodziła trójkę puchatych i tłustych kociąt, po ok. 100 gramów każde.
Mamusia i dzieci mają się dobrze, mieszkają w pudle w łazience, uniemożliwiając mi normalne z niej korzystanie, ale i tak wszyscy jesteśmy zadowoleni. :)
Podobne opowieści:
Related Images:

