Pewnie nie wiecie, że moją miłość do rusałek zapoczątkowała śliczna koteczka znajomych, ciemna rusałka o imieniu Tygrysie. Tygrysie była tulasta, miziasta i w ogóle cudowna.
Miała swój ukochany kocyk, który udeptywała, trzymając jednocześnie jego róg w zębach. Wyglądało to przezabawnie i nieodmiennie prowokowało widzów do komentarzy.
Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś przeszła po rozstawionej planszy nie dotykając nawet jednego pionka, a kiedy już wszyscy odetchnęli z ulgą, uwaliła się jednym rzutem ciała na boku, rozwalając całą grę.
Znajomość z Tygrysie spowodowała, ze zapragnęłam mieć rusałkę, choć na realizację pragnienia przyszło mi poczekać kilka lat. To od Tygrysie mam połowę nicka.
*
Tygrysie walczyła dzielnie z chłoniakiem dopóki mogła. Teraz odeszła za Tęczowy Most.
(jeśli nie widzisz zdjęcia, kliknij ponad tym napisem)
och :(
:(