Śledztwo

Pisałam już o tym na facebooku, ale historia jest przednia, więc tu opiszę trochę szerzej.

Kolejny cudny poranek. Budzi mnie intensywność wlepionych we mnie kocich spojrzeń, wstaję i udaję się „na pokoje”. Idę i szeleszczę. Ki czort? Otwieram więc w końcu oczy, spoglądam i – cholera! Worek na zwłoki!

(Ostatnio obejrzałam kilka odcinków CSI: Las Vegas, w którym to serialu trup się ściele gęsto i nieraz pakowany jest w worki rozmaite. No i wybór rozrywek się zemścił takim a nie innym skojarzeniem.)

Ogarnęłam się w sobie, odetchnęłam głębiej – jaki worek na zwłoki, to worki na śmieci przecież. Rozwinięte z rolki i rozciągnięte przez cały pokój. Wokół tego opleciona jeszcze seledynowa girlanda z czegoś, co po bliższej inspekcji zidentyfikowałam jako woreczki śniadaniowe, które zagubiły się jakiś czas temu. Takie w rolce, jak torebki jednorazowe w hipermarketach.

Całość elegancko sperforowana.

Zarekwirowałam, zwinęłam, schowałam na półkę. Na miejscu zbrodni znalazłam białego wibrysa. CSI: Warszawa natychmiast ustaliło, że w pobliżu przebywają trzy koty z białymi wibrysami. Podejrzani zostali przepytani na okoliczność, zbadano tez odciski zębów.

Wyniki nie były do końca rozstrzygające, ale nie łudźmy się – właściciel białego wibrysa nie jest trudny do wskazania.

Nie minęły trzy minuty, kiedy worki na śmieci zostały znowu wywleczone z półki. Tak, złoczyńca zawsze wraca na miejsce zbrodni. Worki ponownie zostały zarekwirowane, FaaTum udzielono nagany wzrokowej i w domu wreszcie zapanował porządek.

*

Tydzień później.

To nie jest ta sama rolka worków na śmieci. Tamta leży w zamkniętej szafce. Tę odruchowo położyliśmy tam gdzie zwykle.

Related Images:

Facebooktwitter