Tegoroczne Święto Niepodległości obchodziliśmy w zaciszu domowym. Marsze i parady szły bez nas, gdyż PaiLutek coraz bliżej rozwiązania była. Spała nawet ze mną w nocy, czego zwykle nie robi, bo bardzo nie lubi tłumów – toteż wiedziałam, że kocięta są tuż-tuż. I faktycznie – były.
W same święto PaiLu urodziła… no pewnie, że tak, zgadliście – 3 kocięta. Dwie dziewczynki i chłopczyka.
Tym razem poród był lekki. Maluchy zdrowe, dorodne, od razu się dossały do mleczarni. Po 3 dniach były już dwukrotnie większe, rozkosznie puchate i zdumiewająco ruchliwe. Oczywiście dzielą czas pomiędzy spanie jedno na drugim i jedzenie, ale znajdują też chwilę, żeby popełzać po mamusi.
Mamusia zaś zażyczyła sobie leżeć na kocyku, więc rozkopała wszystkie podkłady. A jak się kocyk zabrudzi, to ze złością przekopuje się do kolejnej warstwy, jeszcze czystej. Oraz odmawia na razie wyprowadzki z łazienki.
Na szczęście zdążyłam zrobić pranie wcześniej.
Boziu jakie malusieńkie <3