Rany, jak mi się nie chce z domu wychodzić! Każde pół dnia to jakaś skokowa zmiana w życiu kociąt.
Tłukły się w tym pudle w szafie nieznośnie, to uznałam, że czas poluzować warunki. Wyciągnęłam pudło, wysłałam dno szafy kocykiem, a drzwi zastawiłam tekturą, która jest probierzem dojrzałości kociąt do wyjścia z szafy. Wyjścia z szafy z sensie dosłownym, nie w przenośni.
Przeszkoda została pokonana tego samego dnia. Wieczorem znalazłam kocięta śpiące na kupce za drapakiem. Na matkę już miejsca nie starczyło, ale najwyraźniej nie było to problemem. Następnego dnia przeprowadziły się do okrągłego legowiska, które jest ulubionym legowiskiem ich matki. Też się wszystkie nie mieściły, więc tak zwisały po bokach jak żołnierze ze śmigłowca. Kolejnego ranka znalazłam je na kupce za łóżkiem, koło regału z segregatorami. Wczoraj zajęły mi poduszkę i musiałam spać na płasko.
Tymczasem Pscółek PaiLutka pokonał ścianki łóżka, w którym mieszkał. Szykowałam się właśnie do wyjścia do pracy, kiedy przydreptał do mojej stopy. Pełna nadziei, że to przypadek, włożyłam go z powrotem. Po chwili wrócił. Trudno, naprędce zbudowałam mu schodek, udostępniłam wyjście i pobiegłam do pracy. Wracając byłam gotowa na najgorsze, ale – odpukać – wszystko było w porządku. Maluszek przeprowadził się z matką do transporterka po drugiej stronie pokoju i od tej pory tam mieszkają.
A VaiPerek nieustająco kocha małe kocurki. Zaprzyjaźnił się z kocurkiem z zieloną opaską. Sama słodycz!