Jednym z pierwszych miejsc, jakie zwiedziliśmy w Rzymie, była Area Sacra. Jest to odkryty przy okazji remontu ulic kawałek starożytnego miasta. Odgrodzony i niedostępny dla ludzi, stał się prawdziwym azylem dla kotów. Mieliśmy zostawić sobie tę atrakcję na koniec tego dnia, jednak koty powstrzymały nas skutecznie. To chyba z tęsknoty za naszymi kotami oglądaliśmy się za każdym napotkanym sierściuchem. W małych włoskich miasteczkach bezdomnym kotom nie powodzi się zbyt dobrze, za to w Rzymie mają jak w raju. We wspomnianym już zabytkowym kocim raju żyje spora grupa kotów.
Wszystkie wyglądają na zadowolone i bardzo dobrze odżywione. Nie mieszkają tam bez opieki. Obok znajduje się biuro, które zdaje się być swego rodzaju schroniskiem dla kotów. Można tam np. adoptować jakiegoś kotka. Kilku tamtejszym kotom mogliśmy przyjrzeć się z bliska i zastanawiały nas przycięte uszy. Później dowiedzieliśmy się, że to jest włoski sposób na znakowanie kastratów.
Wróciliśmy już do domu. Bardzo tęskniliśmy za Pai Lu, Tai Chi i Vai Perem. Na szczęście były pod bardzo dobrą opieką. Maine Coony przez te trzy tygodnie urosły. Ale rozłąka chyba dobrze im zrobiła. Pai Lu przestała już być na nas obrażona za przyniesienie do domu konkurencji i znów przychodzi do nas na głaskanie. Tai Chi za to stała się jeszcze większym pieszczochem. Najmniej rozłąką z nami przejął się Vai Per.
Dziś zdjęcia kotów z Włoch, a już niedługo nowe fotografie naszych pociech.
Więcej w galerii: koty w Rzymie
Nie tylko włoski. W PL (i chociażby Argentynie) też oznaczają tak sterylizowane i kastrowane koty, żeby nie odławiać ponownie.