Wiecie już z facebooka, że ostatni weekend ja, Czarna Tylda i Biały Kot Szczęścia ChiNa spędziłyśmy w Płocku na wystawie.
Półtorej godziny drogi – niby niedużo, ale w niedzielę jechało się już jakby trudniej :)
W sobotę wylosowała nam się taka kolejność, że obie dziewczyny były oceniane z samego rana i do końca dnia miałyśmy spokój. ChiNa trafiła do sędzi, która jest entuzjastką białych kotów i zna się na nich jak mało kto. Sędzia skomplementowała i kicię, i biel jej futerka (no ja myślę, po tylu kąpielach!). ChiNa bardzo sędzię polubiła i czuliła się do niej, jakby ją znała od lat. Tylda też się spodobała swojej sędzi, co nie jest dziwne, bo ma piekny profil, harmonijną budowę i śliczne futro. Tyle, że młoda jeszcze jest, więc się ciągle jeszcze rozwija – maine coony rosną do trzeciego roku życia.
W każdym razie obie kicie dostały ocenę Ex1 oraz certyfikat na championa.
Drugiego dnia dla kontrastu Czarna poszła do oceny zaraz po rozpoczęciu wystawy, natomiast Biała była wśród kotów ocenianych na samiutkim końcu. Trochę to było męczące. Tym razem Tylda oddała palmę zwycięstwa dorosłej niebieskiej kotce. Nic to, Czarna urośnie i też będzie taka wielka, puchata i mordziasta :)
Tylda zakończyła więc niedzielną wystawę z oceną Ex2, a ChiNa z Ex1 i certyfikatem na championa. Ponieważ jest to już trzeci certyfikat Bielutkiej od trzeciego sędziego, kici przysługuje tytuł championa. Trzeba tylko wystąpić do organizacji felinologicznej o potwierdzenie tytułu i uiścić. Oczywiście, że zrobiłyśmy to w poniedziałek rano :)
Dziewczyny zniosły wystawę dosyć dobrze, zabunkrowały się w namiociku, odwiedzających wrzuciły do ignora i poszły spać. Czasami tylko wystawiały głowy, żeby popatrzeć na ludzi, którzy się przesuwali za siatką i popozować do zdjęć. Albo żeby poocierać się o śmierdzącego kotka, którego im dałam w prezencie. Trochę mi było głupio, bo tak intensywnie woniał kocimiętką, że zapach rozszedł się na całą okolicę – a fiołkami to nie pachnie! Zafundowałam wszystkim wokół śmierdzący zakątek :)
Ogólnie wyjazd należy więc zaliczyć do udanych. Na razie przysięgłam sobie, że więcej białych kotów nie wystawiam, bo przygotowanie białego kota to galernicza robota jest, a ja aż tak pracowita nie jestem. Jakby mi więc przyszło do głowy, to wiecie – macie pozwolenie, żeby mnie pacnąć czymś ciężkim w głowę.