Szczęśliwie przetrwaliśmy drugi dzień wystawy.
Nie mieliśmy przyjemności wygrać czegokolwiek, ale dzień bynajmniej nie był stracony! Mieliśmy to szczęście, że dziś oba koty były oceniane przez sędziów nie tylko bardzo kompetentnych, ale przede wszystkim bardzo komunikatywnych. Jeden z nich co prawda mówił po czesku, ale gesty miał wyraziste i dało się pojąć o co biega. Dzięki temu bardzo dużo się dowiedzieliśmy: o naszych kotkach, o konkurencyjnych kotach, a przede wszystkim skąd bierze się taka, a nie inna ocena. To najlepsze źródło prawie obiektywnych opinii o urodzie naszych kotów. Piszę „prawie”, bo przecież zawsze sędziowanie jest w jakimś stopniu subiektywne. Jeden sędzia lubi jasną sierść, inny smukłą sylwetkę i naturalnym jest, że taka cecha najsilniej przyciąga jego uwagę. Zdarza się więc, że jeden sędzia uzna kota A za lepszego od B, natomiast drugi – odwrotnie. Zdarzyło się to i nam. Taka karma.
Tak czy inaczej, zostało nam pokazane palcem co jest dobre, co ma szanse być dobre, a co za bardzo nie rokuje. Oczywiście koty wciąż rosną i zmieniają się, wobec tego i te oceny będą się zmieniać, ale dzięki temu nasza wiedza i umiejętność oceny kotów naszych ras będzie coraz większa, a o to przecież w tej zabawie chodzi. Nie tylko oceny sędziów, ale też rozmowy z innymi hodowcami przynoszą tyle informacji, że z każdej takiej imprezy wracamy z dymiącymi czaszkami.
Natomiast z cyklu „opowieści dziwnej treści” muszę wyznać, ze o mało nie umarłam ze śmiechu, kiedy sędzia oceniający maine coony (przed zgromadzoną publicznością, nie tylko wystawcami) oświadczył, że nasza TaiChi ma najlepsze futro i jest najlepiej przygotowana do wystawy. Jak przyznałam się w poprzednim wpisie (tutaj), nie dość, że przekonaliśmy się, że o przygotowaniu sierści nie mamy bladego pojęcia, to jeszcze kotka ze stresu się strasznie skudliła i zmatowiała. Została więc natarta nabytym naprędce pudrem, wyczesana niemal w biegu, wywleczona przed sędziego – i voila! dwóch sędziów chwali przygotowanie futra! Morał z tego wynika głęboki, iż głupi to ma zawsze szczęście, i tego należy się trzymać.
Mieliśmy też okazję zobaczyć na własne oczy kota, który bardzo rzadko prezentowany jest na wystawach, mianowicie Snowshoe. Jest to amerykańska rasa wywodząca się od kotów syjamskich. Cechą charakterystyczną tych kotów są białe skarpetki, łatwo się domyśleć więc skąd pochodzi nazwa. Do tego mają niebieskie oczy. Uroczy, prawda?
A w galerii oczywiście kolejna porcja zdjęć.
Podobne opowieści:
- Róbmy swoje
- I’m sexy and I know it
- Na wystawie w Wilanowie
- Maine coony z zaprzyjaźnionej hodowli
- Kot jaki jest – nawet najmniejszy jest arcydziełem
Related Images:


Trzeba przyznać, że TCH ma niezmiernie piękny ogon, długi i puszysty. Niestety Amanda takiego nie ma, ale nie narzekam. Gdziesz czytałem że też dużo daje czesanie pod włos, choć wiem z czym to się wiąże.
A co do kąpania na sucho to mam podejrzenia że nasza Amanda dostała od niego łupieżu, choć sierść po takiej kąpieli jest świetna.
VaiPer ma nawet jeszcze bardziej imponujący, krótki co prawda, ale jak się sierść nastroszy, to zasłania całego kota wzdłuż i wszerz :). Najlepiej wygląda jak się przeciąga i nakrywa cały ogonem :)
Nasza kota na razie po szamponie wygląda zdrowo, ale będę obserwować na wszelki wypadek.
Dzięki temu wpisowi dowiedziałam, że moje kocie wzięte ze schroniska ma coś z rasowego kota co podejrzewałam od samego początku ze względu na nietypową urodę kociałka :) podobieństwo do snowshoe uderzające :) dziękuję Pani bardzo za wklejenie tego zdjęcia w końcu przestanę się głowić nad tą kwestią ;)
Ponieważ snowshoe jest w Polsce bardzo mało i prawdopodobieństwo tego, żeby któryś z nich miał „nieślubne” dziecko jest znikome, raczej szukałabym pochodzenia Pani kotka od syjama :). Po rozmyciu przez geny kota europejskiego, markery z brązowego futerka moga się znaleźć w rozmaitych miejscach, nie tylko w rysunku charakterystycznym dla syjamów, i do tego wymieszane z innym kolorem, np plamkami bieli. :)